Nie pamiętam kiedy zaczął mi się
podobać. Przez długi okres czasu moim wymarzonym stolikiem do sofy była
drewniana szpula po kablu. Jednak znalezienie tej idealnej graniczyło (i nadal
graniczy) z cudem. Najtrudniej znaleźć taką o pasujących nam wymiarach, czyli wysokość i szerokość
max. 50 cm. Nie ma i już. A jeśli już trafiałam na (prawie) idealną
to cena nie ta, lub za bardzo zniszczona, lub 158 powodów na "nie". Moją następną propozycją na liście stolików do sofy był taboret TOLIX, ale, że czasem jestem snobką (nic na to nie poradzę) marzył mi się oryginalny, nie stylizowany. Każdy, kto choć odrobinę interesuje się dizajnem, wie ile takie cudo kosztuje. Tak źle i tak niedobrze...
Pewnego dnia zobaczyłam gdzieś w necie zdjęcie taboretu medycznego (lekarskiego, czy jaką ma fachową nazwę) i
to była miłość od pierwszego wejrzenia. PO PROSTU WIEDZIAŁAM, ŻE TYLKO TAKI I
NIC INNEGO... Rozpoczęło się polowanie.
Na aukcjach internetowych ceny nie zachęcały do zakupów, więc trzeba było
szukać inaczej... Pisałam już kiedyś, iż uwielbiam giełdę staroci w Krakowie,kiedy tylko mam okazję jedziemy na Grzegórzecką a ja "buszuję", "targuję" i "kupuję". Od
3 tygodni lubię tę giełdę jeszcze bardziej... W czasie wakacyjnej wizyty u Teściów udało nam się odwiedzić targ na Grzegórzeckiej. Gdy podjechaliśmy w okolice
giełdy i M szukał miejsca do zaparkowania ja wypatrzyłam mężczyznę, który 3
taborety medyczne próbował zmieścić w bagażniku. Z natury jestem osobą nieśmiałą,
więc wyobraźcie sobie ile mnie kosztowało, by przemóc się i porozmawiać z nim. Okazało się, iż
kupił 3 ostatnie, podobno wszystkich było 18 (!). Na koniec dodał, iż zostało
jeszcze kilka ze skórzanym siedziskiem (tak naprawdę ze skaju w buraczkowo-brązowym kolorze). Jak torpeda ruszyłam we wskazane miejsce. No
i spóźniłam się o kilka minut... Ostatnie 3 (fatum jakieś z tą trójką, czy co?) właśnie ktoś kupił... Chyba musiałam wyglądać
baaardzo żałośnie, bo chłopak, który został ich nowym właścicelem odsprzedał mi jeden. Mało tego,
mogłam sobie wybrać, ten, który podoba mi się najbardziej... Brzmi trochę jak bajka,
prawda? Jednak to wydarzyło się naprawdę, a w dodatku dowiedziałam się, iż taborety
te pochodzą z lat 60-tych, i że on także planuje zrobić z nich stoliki do
sofy... A cena?? Ułamek tych, które
widziałam w necie...
Wracam więc do Was po wakacjach z nowym nabytkiem i pierwszym postem „wnętrzarskim” od dłuższego czasu... Bo ja naprawdę lubię zmiany i zakupy. Nauczyłam się tylko kupować z rozwagą i po prostu nie wszystko muszę mieć na już... Ten stolik jest tego przykładem...
Chyba uszyje mu „awaryjną” poduchę, by czasem mógł być, jak pierwotnie, taboretem.
Pamiętacie mój post o wymarzonym
balkonie?? Przyjazd z wakacji zaskoczył nas nie tylko brakiem ciepłej wody
(konserwacja rur), ale także remontem, ocieplaniem bloku. Sofa bezpiecznie wylądowała
w wózkowni, a ja mam teraz tak „piękny” balkon. Jak tu planować cokolwiek, no
jak?? Remont był przewidziany, ale sądzilam, iż na jesieni, a nie w największe upały gdy z powodu kurzu, hałasu i wszędzie obecnych kulek styropianu (zamiatam 200 razy w ciagu dnia i efekt wciąz marny) okna muszą być zamknięte non stop...
pozdrawiam
Ania
Taborecik marzenie!!!Miałaś szczęście do niego, albo zwyczajnie to było przznaczenie :-) Ja mam taborecik z drewna, jeszcze czeka na metamorfozę, ale Twój jest wyjątkowo piękny!!Widziałam w necie podobne i wiem ile są warte, więc tym bardziej gratuluję zakupu.Piękne zdjęcia, pomijając balkon, który na pewno niebawem zamieni się w raj.Wytrzymałości życzę i cierpliwości ;-) Miłego dnia!! :-)
OdpowiedzUsuńMarilyn :)) może to faktycznei było przeznaczenie ;) chętnie obejrzę metamorfozę Twojego taborecika :)) na razie podziwiam piękne słoiczki :))
Usuńdziękuję
i pozdrawiam serdecznie
Ania
To się nazywa mieć szczęście...........Świetny jest, a do tego super zdjęcia. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKasiu :))
Usuńdziękuję :)) tak nie mogłam uwierzyć w moje szczęście, że zastaniwałam sie całą drogę do domu co z nim jest nie tak ;)) odpukać, wszystko dobrze, więc może był mi pisany, jak powiedziała Marilyn ;))
aż się zarumieniłam czytając komplement o zdjęciach :))
dziękuję i pozdrawiam serdecznie
Ania
Ja tam zawsze bywam zbytnio otwarta jesli chodzi o zdobycie tego czego potrzebuję :)
OdpowiedzUsuńNo to Ci się udalo,brawo ! i fajnie się wpasował :)
Zoyka :))
Usuńoj tak, wpasował się idealnie ;)) i co najważniejszy jest lekki (no nie aż tak, wszak to metal) i nie ma problemu z przestawieniem w inne miesce :))
dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej
pozdrawiam serdecznie
Ania
To mi teraz napisałaś jak ja się tam wybieram i wybieram. Teraz kusi jeszcze bardziej skoro tam takie skarby
OdpowiedzUsuńEdytko :)))
Usuńpowiem tak ;)) Grzegórzecką polecam z całego serducha :)) tyle dobra w fajnych cenach, mili sprzedający nie krzywiący się na targowanie no i jeszcze nigdy nie wróciłam z pustymi rękoma ;)) choć i warszawska Olimpijka jest niczego sobie ;) ale daleko jej do Grzegórzeckiej ;)) jedyny minus to problem ze znalezieniem miejsca do parkowania ;)) jeśli masz tylko okazję i wolny niedzielny poranek wybierz się bez zastanowienia i oceń sama :)) i czekam na opinię i skarby :))
pozdrawiam serdecznie
Ania
Aniu, trójnóg zwala z nóg :) Jest świetny w pierwotnym przeznaczeniu i w tym, który Ty mu nadałaś. Cieszy mnie, że stołki zostały wykupione (wiem jak to brzmi) ale, dobrze wiedzieć, że ludzie nie boją się takich mebli, dodatków, nie uważają tego za złom, tylko widzą potencjał. Wyobrażasz sobie knajpkę z takimi stołkami? To byłoby coś!
OdpowiedzUsuńUściski sobotnie.
Paulinko ;))
Usuńwiesz, patrząc na to z tej strony przyznaję Ci rację :)) bo fakt, fajnie, że nie skończyły na złomowisku :)) fajnie, że mogą dostać drugie życie :))
kiedyś gdy zajmowaam sie decoupage (158 lat temu) lubiłam targi staroci i nadawanie przedmiotom "drugie życie" poprzez ozdabianie ich wzorem by zakryć rdzę itp... dziś doceniam ten "ząb czasu" i uwielbiam przedmioty takimi, jakimi są :)) i nie przeszkadzają mi obite nóżki itp ;))
a knajpka z takimi taboretami już najeży do moich ulubionych :)) loftowe lamy, czarna ściana tablicowa, ale nie z menu, tylko dla wszystkich, którzy maja ochotę napisać parę słów, do tego fotele uszatki i mix stolików ;)) tak to widzę :))
pozdrawiam serdecznie
Ania
Aniu, otwieramy knajpę! :D Trochę do tego cegły i odrobina akcentów kolorystycznych, np w postaci poduch w azteckie wzory. Pięknie by było...
UsuńWypatrzone cenne skarby :) Aniu czy zrezygnowałaś z baranka? Nie dostałam wiadomości... Pozdrawiam ciepło :) A
OdpowiedzUsuńFajny stołek, a remonty są zawsze nie w czasie hi hi
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Fajna historia :)
OdpowiedzUsuńRewelacja stolik!! Mamy takie same dywany i kubeczki, Aniu :)
Buziaki.
stolik -bardzo oryginalny, super poysł.....nas też po urlopie zastał bark ciepłej wody, w dodatku akurat w tym tygodniu przyszła ekipa , która wymieniała rodzicom okna.....było ciężko....
OdpowiedzUsuńAleż miałaś szczęście z tym stołkiem, on po prostu był dla Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńRemontu współczuję, to naprawdę średnia przyjemność przy takich upałach.
Piękna zdobycz :-)
OdpowiedzUsuńMarzę o takim i ostatnio nawet licytowałam podobny na allegro, ale niestety nie udało mi się - cena doszła do horrendalnej wysokości i kupił go ktoś inny :) może jeszcze kiedyś się uda
OdpowiedzUsuńFajny taborecik! Niesamowita historia!:)
OdpowiedzUsuńMiałaś szczęście z tym stołkiem. Szukam takiego od 3 miesięcy.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tym taboretem . A swoją drogą czego to ludzie nie wymyślą aby nadać starym rzeczom nowe życie :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietny nabytek!
OdpowiedzUsuńGrzegórzecka w Krakowie??? Jeśli tak, to kiedy odbywa się ten targ ?
Pozdrawiam Patti
Ale łup! Udało Ci się! Pozdrawiam Ala
OdpowiedzUsuńHmm mam podobny, trochę go tylko odnowiłam ;). Na siedzisko dałam materiał w czarno białą szachownicę (wypełnienie... podkład pod panele) a reszta odmalowana na bieluścko. Wygląda świetnie ;)
OdpowiedzUsuń