Ulice...

nigdy nie interesowałam się dlaczego ulica nazywa się tak, a nie inaczej; kim był człowiek od którego nazwiska dostała swoją nazwę, wiadomo, że „Słowacki wielkim poetą był”, ale inni patroni...bracia Ejsmontowie... mała uliczka w Węgorzewie – przechodziłam nią lub obok niej z 1000 razy... i dopiero wystawa fotografii w Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie przybliżyła mi Ich postać, spowodowała, że zainteresowały mnie losy dwóch braci z mazurskiego miasteczka.... a historia jest piękna, tragiczna, ale piękna...
Bliźniacy z Węgorzewa, gdzie mają swoją ulicę, i gdzie roje żeglarzy przybywa co roku na ich memoriał, są bohaterami otwartej ekspozycji bibliograficzno – historycznej w Muzeum Kultury Ludowej pn. „Wolni Polscy Żeglarze – Piotr i Mieczysław Ejsmont”.
Bracia od najmłodszych lat zżyli się z wodą i żaglami. Pierwszą ich łodzią była sklecona przez nich tratewka, a pierwszym żaglem prześcieradło ukradkiem wyniesione z domu. Tak się zaczęło. Potem, w Klubie Morskim LOK w Węgorzewie pływali po jeziorach już na prawdziwych żaglówkach, by wreszcie przenieść się na Bałtyk i jachty morskie.
Wsławili się tym, że w czasach PRL-u uciekli w iście szaleńczym stylu do Danii niewielką łódką o nazwie „Powiew”. Ich celem było wyruszyć w tej łupinie w rejs na około kuli ziemskiej. Ta młodzieńcza eskapada skończyła się tym, że władze duńskie na Bornholmie zwróciły jacht Polsce, a chłopcy jak nie pyszni powrócili do kraju. Przesiedzieli pięć miesięcy za kratami, ale sąd w Szczecinie ostatecznie umorzył sprawę.
Później, na „John II”, zaledwie 6,5 metrowym jachcie kabinowym bliźniacy pokonali w 1968 r. Atlantyk. W 1969 r. wyruszyli z Nowego Jorku w rejs dookoła świata tym razem 7 metrowym jachtem kabinowym „Polonia”. Na jej rufie powiewała ich prywatna bandera – Wolnych Polskich Żeglarzy - z wycięciem i niebieską obwódką. Gdyby się udało tak małym jachtem, byłby to wówczas rekord świata.
Niestety na skutek awarii i złych warunków atmosferycznych zmienili trasę i postanowili opłynąć Przylądek Horn. Nigdy nie udało się wyjaśnić gdzie i w jakich okolicznościach zaginęli. Nie natrafiono nawet na najmniejszy ślad.
W Polsce Ludowej przez wiele lat panowała na ich temat zmowa milczenia, byli przecież uciekinierami z komunistycznego raju. Dopiero w 1975 r. opublikowano kilkuwierszowy nekrolog w roczniku „Świat żagli”.


Artykuł pochodzi ze strony

więcej można przeczytać także na stronie

Komentarze

  1. Niezwykła historia - przyznam, że pierwszy raz o braciach słyszę, na dodatek to gotowy scenariusz filmowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. prawda, że niesamowita historia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Więcej takich wpisów poproszę!!!!!
    Mam niejasne wrażenie, że bracia Ejsmontowie są wspomniani w jednej z komiksowych książek dla dzieci K. Makuszyńskiego... Podróże Koziołka Matołka? Umiałam je kiedyś na pamięć i po przebrzmieniu ich nazwiska w głowie coś mi świta... Ale się nie dokopię:)
    Dzięki Makuszyńskiemu wiem za to, kto to był Ossendowski ("...zakrzyknęli ludzie z wioski: niech nam żyje, niech nam żyje pan profesor Ossendowski!")

    OdpowiedzUsuń
  4. Saro, kop, kop proszę :)))
    muszę się przyznać, że nie wiem kto to był prof. Ossendowski, ale już sprawdzam :))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję ...